Nadciśnienie i odwodnienie

Z doświadczenia opiekunów.
Nina2
Posty: 28
Rejestracja: środa 28 sty 2015, 12:15

Nadciśnienie i odwodnienie

Post autor: Nina2 »

Widzę na forum, że w całej masie leków podawanych naszym rodzicom, leki na nadciśnienie też są wymieniane. Czy jest związek między nadciśnieniem a chorobą Alzheimera? (Nie wiem.)

Niepokoi mnie to, bo też mam nadciśnienie. Przyczyny niewiadome, bo to ani cukier, ani cholesterol. W młodości miałam zbyt niskie, co było niewygodnie. Czułam się z tego powodu zawsze zmęczona, bez energii a nawet parę razy darzyło mi się zemdleć, gdy prosto ze snu zerwałam się do telefonu. (Wisiał w przedpokoju i rozmawiało się na stojąco.)
Rozregulowało się po menopauzie w wieku 45-50 lat. Początkowo przy wyższym czułam się świetnie, aktywność, energia, inicjatywa – lecz ciśnienie nadal mi wzrastało i lekarz przepisał mi betablokanty. A gdy nie były już wystarczająco skuteczne, od kilku lat dorzucono mi i alfablokanty. Coraz więcej.
Typowe leczenie objawowe: wpływają na skutek nie odkrywszy przyczyny.
Po francusku nazywają się one enelarpil/Hydrochlorothiazide i amlodipine – są polskie odpowiedniki.
Otóż te wszystkie leki mają i skutki uboczne, z których nie jestem zadowolona, a na które mój kardiolog macha ręką. Oba są odwadniające, moczopędne. Nocy nie mogę przespać spokojnie, muszę się obudzić na siusianie. Być może ważne to jest przy otyłości, by usunąć nadmiar wody z organizmu. Ale ja po pierwszym regularnie chudnę – gdy wpadam do Polski, już mnie nazywają anorektyczką. Wymywa mi to z organizmu wszystkie witaminy i mikroelementy (może to i działanie kawy, której nadużywam). Przepisując mi je, nie uprzedzono mnie o możliwym odwodnieniu. Dwa razy, będąc w podróży poza domem (był upał, ale upały przedtem znosiłam dobrze), poczułam się tak przeraźliwie słaba, że nie miałam sił wejść schodami na pierwsze piętro. Nie czułam pragnienia, lecz instynktownie wiedziałam że potrzebuję łazienki, długiego moczenia się pod prysznicem czy w wannie, wchłaniania wody całą powierzchnią. To mi pomogło najbardziej.
Po moim zawale mózgu w 2010 (który na szczęście się cofnął) dorzucono mi i drugi lek amlodipinę, alfablokant plus niewielką ilość odpowiednika aspiryny na rozrzedzenie krwi (co w końcu lekarz domowy zapomniał w przedłużanych receptach a czego i ja nie brałam. W aspirynę wierzę tę prawdziwą, czystą, bez dodatków. Bardzo skuteczna w wypadku zaziębienia. )
Po tej amlodipinie przeciwnie – miejscowo tyję. Ramiona nadal chude, lecz dawniej żałośnie chude siedzenie teraz jest nabite jak u młodej dziewczyny. mam lekkie bóle w okolicach trzustki (co nigdy przedtem) i ten lek mi pogrubia ścianki odbytu i cewki moczowej (ciekawe co robi z innymi naczyniami w organiźmie). Zaczynam już siusiać z pewną trudnością, jak mężczyzna z prostatą.
A przede wszystkim (znalazłam na internecie) że nie należy podawać betablokantów w wypadku astmy (o co też nikt mnie nie pytał). Od dwóch lat mam chroniczny bronchit (a nie z zaziębienia), płuca obklejone przeźroczystym żelem, który trudno wykaszleć. Na co prawdopodobnie zapisaliby mi inne lekarstwa. Mam syrop wykrztuśny a w Polsce koleżanka podała mi wspaniałą sól emską (sal ems factitium). Tylko odpowiednik, ale doskonale pomagała. Szkoda, że we Francji jest nieosiągalna.

Jeszcze zauważyłam, że tylko po enelaprilu (a przedtem dostawałam renitec, słabszy) zauważałam potworną suchość w ustach, co przy dodaniu amlodipinę przeszło. Niemniej mam wrażenie że wysycham wewnętrznie.

Nie mam zaufania do leków z apteki. Owszem, skuteczne i silne, ale na jedno pomogą a na drugie zaszkodzą. Wolałabym znaleźć jakieś środki naturalne. Niepokoi mnie to pozostawanie na "sztucznym podtrzymaniu", leki zapisano mi "dożywotnio" i wystarczy że odstawię na tydzień, a ciśnienie mi wzrasta do 200. Wystarczą braki w zaopatrzeniu a wszyscy staruszkowie w podobnej stuacji wymrą. (Metoda na ewentualne samobójstwo?).

Witamina C: dwa lata temu pomagałam przy zbiorach czarnej porzeczki u przyjaciół. W upale, ale byłam nasycona i przesycona witaminą C (ta roślina ma jej więcej niż cytryna) i czułam się świetnie. Moje ciśnienie było zachwycająco niskie, mimo że leki w danej chwili odstawiłam. Linus Pauling (noblista chemik) zalecał i sam brał do 2 g dziennie. Wg niego wit C wstrzymuje nawet raka (na co umarł w już bardzo zaawansowanym wieku). Także naturalna, w owocach, nieco się różni od tej dostępnej w aptece a produkowanej sztucznie. No i słyszałam, że istnieją 2 odmiany, L- i D-skrętna, a nasz organizm przyswaja tylko jedną.
Na internecie znalazłam, że ktoś tam zlikwidował u siebie nadciśnienie owocami czeremchy (wschód Polski, nie ma w handlu), ktoś inny zaleca przez miesiąc jedną cytrynę dziennie. (Prawdopodobnie chodzi o to samo.)

Jemioła: znalazłam także jemiołę (łatwo o nią w mojej okolicy). Wymoczyć na zimno, bo temperatura zabija jej składniki. Ale nie znam dawkowania (pewnie jest u Różańskiego). Na razie zasuszyłam, sproszkowałam, trzymam w słoiczku...

Czy ktoś tu może mi coś doradzić?
ODPOWIEDZ