Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Tu dzielimy się naszymi historiami związanymi z chorobą Alzheimera lub innymi demencjami.
Iwona
Posty: 63
Rejestracja: piątek 13 sty 2012, 18:07

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: Iwona »

Z powodu braku wykładziny w pokoju moja ciocia się poślizgnęła na drewnianej klepce i złamała szyjkę kości udowej i od tego zaczął się jej Alzheimer. To tak na marginesie. U mnie też podłoga jest śliska. Nie wiem co byłoby lepsze. W domu nie mam gazu, od tamtej pory wyłączam kuchnię z prądu. Mama do kuchni nie wchodzi. "Rozrabianie" polega na przykład na tym, że idzie do łazienki i wchodzi do wanny, zalewa prysznicem całą łazienkę, bo się "kąpie". Zastałam ją dwa razy gdy leżała w wannie i nie mogła wyjść, przypominała mi żywego karpia w wannie bez wody. Innym razem leżała w łazience na podłodze. Spada też z łóżka. Leży na samym brzegu i spada. Rozłożyłam łóżko, czyli kanapę, ulożyłam poduszki bliżej ściany, to ona niedługo potem leży na brzegu bez poduszki, a gdy wróciłam ze sklepu, to kanapę złożyła i znowu wisiała na brzegu. Sami wiecie, że tacy chorzy są przebiegli i sprytni i zawsze coś wykombinują. Moja mama zanim zachorowała była nadzwyczaj spokojną osobą, nigdy nie chciała nikomu sprawiać kłopotu. Zawsze cicha, skromna i pełna pokory wobec życia i bliźnich. Teraz zachowuje się tak, jakby chciała sobie "odbić" za te minione lata. No i tragedią jest to, że nie chce ani jeść ani pić. Każdy posiłek to jest gehenna.

Problemem dla mnie jest także i to, że żeby wypożyczyć specjalne łóżko, załatwić opiekunki etc. trzeba to wszystko iść i załatwić gdzie trzeba, a to oznacza zostawianie mamy samej w domu. Ciocia np z takiego łóżka się wydostawała i raz poszła z pokoju i przewróciła się na schodach (w ZOL-u) i wylądowała w szpitalu z rozciętą głową, chirurg szył ranę, i ze wstrząśnieniem mózgu. Od tamtej pory ciocię przywiązywali w łóżku :( ale nie bylo innego sposobu, bo stale bokiem jakoś się przeciskała przez barierkę i wychodziła.....
Sylwia
Posty: 5
Rejestracja: środa 30 lip 2014, 08:55

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: Sylwia »

Tak naprawdę to nie ma złotego środka na zniwelowanie problemów z chorym. Z moją babcią też różnie było, spała na brzegu łóżka, czasami położyła się pod łóżkiem. Uważam że jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z problemem to postaraj się go oswoić, np. postaraj się aby łóżko było w miarę niskie a podłoże pod łóżkiem miękkie. U mojej babci w pokoju nie ma żadnych wykładzin, bo jak miała więcej sił to moczyła wszystko ale ma niskie łóżko i gdy kładę jej spać to podkładam pod łóżko materac. Teraz to już nawet nie muszę, bo ostatnio choroba tak postąpiła, że ma problemy z poruszaniem, nie wstaje już w nocy tak jak to było do tej pory.
Iwona
Posty: 63
Rejestracja: piątek 13 sty 2012, 18:07

Re: Mój podwójny kłopot - teraz pojedynczy....I już po?

Post autor: Iwona »

Moja mama zmarła w grudniu 2014 roku. Przewróciła się w domu i rozcięła sobie łuk brwiowy i złamała szyjkę kości uddowej.Trafiła do szpitala i już z niego nie wróciła do domu. Była tam niecały miesiąc.
Czy można powiedzieć, że nie mam już kłopotu?
Niestety. Mam, tylko inny.
Pozostała mi na pamiątkę depresja, którą leczę do dzisiaj.
Po śmierci mamy poszłam do przychodni alzheimerowskiej, poinformować lekarkę prowadzącą o tym fakcie i podarować leki, które pozostały.
Zapytałam przy okazji jak się bronić przed chorobą, z uwagi na możliwość jej dziedziczenia.
Otrzymałam odpowiedź, ale i pytanie dlaczego o to pytam. Czy mam obawy i jakie.
Skończyło się na tym, że przeszłam tam szczegółowe badania i pozostaję do dzisiaj pod opieką tej przychodni.
Odbywam cykliczne badania.
Jednak i tu pojawiają się przeszkody związane ze stanem naszej służby zdrowia.
Chyba nie uwolnię się już od myślenia o tej chorobie.
Niestety ma ona, gdy się już pojawi, ogromny wpływ na pozostałą część życia.
wigi
Posty: 1052
Rejestracja: czwartek 10 lis 2011, 19:21

Re: Mój podwójny kłopot - teraz pojedynczy....I już po?

Post autor: wigi »

Iwona pisze:Czy można powiedzieć, że nie mam już kłopotu?
Niestety. Mam, tylko inny.
Pozostała mi na pamiątkę depresja, którą leczę do dzisiaj.
(...)
Chyba nie uwolnię się już od myślenia o tej chorobie.
Niestety ma ona, gdy się już pojawi, ogromny wpływ na pozostałą część życia.
Trzeba się przestawić z trybu "opiekun" na tryb "normalny". Niestety nieraz trwa to długo, nawet kilka lat.
Nie sposób żyć w ciągłym lęku przed tą chorobą. Co ma być to będzie.
Trzeba wyjść do ludzi, by nie tkwić tylko we własnych tych samych myślach...
Iwona
Posty: 63
Rejestracja: piątek 13 sty 2012, 18:07

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: Iwona »

Gdy ma się depresję, słowo "trzeba" jest zdecydowanie niewłaściwe. Nic nie jest możliwe do realizacji. Problem na tym polega, że nic się nie chce i najmniejsza czynność okupiona jest straszliwym wysiłkiem. Robi się tylko to, co człowiek absolutnie musi, aby żyć. A najchętniej by nie żył.
Moje szczęście, że poszłam wtedy do lekarki mamy, bo dzięki temu mam zrobione badania, zdiagnozowaną depresję i jestem leczona.
Bo gdyby nie to, nie wiem co by ze mną było.
Depresja, to straszna dolegliwość. Człowieka bolą nawet myśli.
wigi
Posty: 1052
Rejestracja: czwartek 10 lis 2011, 19:21

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: wigi »

Iwona pisze:Gdy ma się depresję, słowo "trzeba" jest zdecydowanie niewłaściwe. Nic nie jest możliwe do realizacji. Problem na tym polega, że nic się nie chce i najmniejsza czynność okupiona jest straszliwym wysiłkiem. Robi się tylko to, co człowiek absolutnie musi, aby żyć. A najchętniej by nie żył.
Moje szczęście, że poszłam wtedy do lekarki mamy, bo dzięki temu mam zrobione badania, zdiagnozowaną depresję i jestem leczona.
Bo gdyby nie to, nie wiem co by ze mną było.
Depresja, to straszna dolegliwość. Człowieka bolą nawet myśli.
Leczysz się już 4 lata, jak rozumiem. To długo, nawet bardzo długo. Poza tym depresja depresji nierówna. Przyczyny Twojej depresji są jasne - strata w stosunkowo krótkim okresie czasu dwóch bardzo bliskich osób i koniec bardzo intensywnej i bardzo wyczerpującej (zwłaszcza psychicznie) opieki nad nimi...
Tu same leki nie pomogą. Potrzebny psycholog i wsparcie grupowe. Czyli inni ludzie... Bo tylko oni mogą pomóc znaleźć to coś, że znowu będzie się chciało wyleźć z łóżka/własnej skorupy...
Bólu po stracie nie da się zagłuszyć lekami. Trzeba go przeżyć... tylko czas go złagodzi.
Tomek
Posty: 851
Rejestracja: środa 09 lis 2011, 22:09

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: Tomek »

Cześć Iwono,

tak jak Wigi pisze, bardzo ważny jest kontakt z ludźmi. Nie bój się spotykać z nimi. Nie bój się rozmawiać o tym co przeszłaś.
Jest też parę innych sposobów na poprawienie stanu. Po pierwsze unikaj muzyki, która może wpływać na nastrój. Staraj się przebywać w jasnych pomieszczeniach lub gdzieś na zewnątrz. Zacznij ćwiczyć. Na początek wystarczą proste ćwiczenia.

I teraz najważniejsze. Zrób sobie listę rzeczy, które chciałabyś zrobić lub osiągnąć dla siebie. Być może chciałabyś coś zobaczyć, coś kupić, gdzieś pojechać, z kimś się spotkać. Zrób sobie listę, którą będziesz realizować i stopniowo zaczniesz uzupełniać. Zdziwisz się jaki efekt to przyniesie.
wigi
Posty: 1052
Rejestracja: czwartek 10 lis 2011, 19:21

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: wigi »

Tomek pisze:Po pierwsze unikaj muzyki, która może wpływać na nastrój.
Dlaczego unikać muzyki? Odpowiednio dobrana jest jak najbardziej wskazanym elementem terapii w takich sytuacjach.
Oprócz grup wsparcia są też oddziały dzienne przy szpitalach psychiatrycznych. Bardzo dobrze robi też pobyt w sanatorium. Np. w Mosznej.
Tomek
Posty: 851
Rejestracja: środa 09 lis 2011, 22:09

Re: Mój podwójny kłopot - teraz już pojedynczy....

Post autor: Tomek »

Mała poprawka Wigi - muzyki, która może negatywnie wpłynać na nastrój.
ODPOWIEDZ