Witajcie Wszyscy kiedyś pisałam tu pod "Joannap" zgubiłam hasło … Mi zajęło kilka ładnych lat - doprowadzenie się do kultury … Teraz pracuję zawodowo , stoję twardo na nogach, ale maraton z Alzheimerem zostawił trwały ślad po sobie - nie jestem tą samą osobą co kiedyś … Szukałam sposobów na siebie - czas odzyskany kiedyś każda chwila była na wagę złota po śmierci Mamci to był jakiś koszmar … , nie umiałam znaleźć sobie miejsca na ziemi …. kilka miesięcy po śmierci Mamci przerobiłam następny maraton tym razem ze swoją mamą - zmarłą na nowotwór dokładnie rok później Bardzo dużo czasu zajęło mi doprowadzenie się do normalności - piszę tak bo każda jedna taka sytuacja zostawia trwałe ślady w psychice człowieka … Normalność - dla mnie oznacza odzyskanie chęci do życia , odzyskanie radości …. Przez to wszystko odcięłam się od świata i bardzo długo miałam wrażenie, że nie pasuję, że to nie mój świat … Żebym wróciła do żywych zmusił mnie pies - niestety nie człowiek tylko zwierzak, który towarzyszył mi w opiece nad Mamcią . Dzięki niemu zaczęłam wychodzić z domu …
Gdy on zmarł dotarło do mnie, że muszę wreszcie zacząć żyć jak człowiek …
Znalazłam pracę, w której do tej pory pracuję, poszukałam pomocy - nerwica jakiej nabawiłam się doprowadziła do jąkania się - to już też mam za sobą -
mówię już normalnie bez zacinania ... Tu powinnam Wszystkich którzy znają mnie przeprosić bo znikłam ... i nie dawałam znaku życia .... Nie gniewajcie się na mnie lecz po prostu jak każdy z nas musiałam odszukać drogę do siebie żeby móc funkcjonować … po prostu nie umiałam rozmawiać … i uciekałam od siebie i innych ..
Zapomniałam że nie da się uciec od siebie … , gdy dotarło do mnie czego naprawdę boje się i dlaczego zamykam się w domu w czterech ścianach zaczęłam szukać sposobów na siebie Kiedyś u psychologa olśniło mnie - dotarło do mnie skąd u mnie tyle strachu i dlaczego naprawdę zamknęłam się w hermetycznym swoim świecie …
Śmierć osób bliskich to był tylko czubek góry lodowej …. rozłożyłam siebie na czynniki pierwsze i zaczęłam już sama bez terapii , szukać sposobów na te swoje strachy … Pomyślałąm tyle tego było a ja żyję - straszliwie poobijana ale żyję … Więc tak jak kiedyś dla innych teraz dla siebie i o siebie podjęłam walkę - bez znieczulenia - bez tabletek … Kilka ładnych lat mi zajęło ogarnięcie tych swoich strachów ale udało się … chyba udało się.... Poza pracą zawodową dużo szydełkuję , robię biżuterię - te rzeczy robię dla przyjemności bo i oko cieszy i duszę …. gdy mam wolną chwilkę to łazęguję - Warszawa, Łazienki Królewskie , Wilanów, Pruszków - spacery to jest to … jestem między ludźmi , nie raz ktoś zagada... , na jesieni i zimą dokarmiam ptaki ,,, , sporo czytam …. Co do kontaktów z ludźmi , zdecydowanie łatwiej jest mi (do tej pory) pisać niż mówić .. jakoś tak mi zostało nie pytana nie mówię … (z tego powodu nie raz w pracy mam idiotyczne sytuacje …) Cieszę się z małych drobiazgów życiowych - z tego że słońce na chwilkę wyszło , z tego że ptaki jedzą mi z ręki …, etc.
Marcin niestety nie można określić czasu w jakim człowiek "wychodzi " ze stanu "opiekun" ... to jest bardzo indywidualna rzecz ... na to skalda się wiele czynników np.: przywiązanie do człowieka chorego, wrażliwość emocjonalna , Poza tym to nie tylko chodzi o stan "opiekuna" później jest pustka , później jest bezradność itd... Powrót do żywych nie jest tak oczywisty niestety ... Wielu z Nas (mówię tu o Opiekunach ) zamyka się w 4 ścianach - bo świat jest już inny bo widzimy obojętność innych bo czujemy więcej niż byśmy chcieli itd... Wracam tu do Was .. nie bez powodu ... tu czuję się najlepiej tu wiem że nikt nie będzie dziwić się ....